Atak klonów
Rok 2021. Świat opanowała pandemia, dziesiątki tysięcy ludzi tracą swoje życie pochłonięci przez produkt Chińskiej Republiki Ludowej. Powoduje on niewydolność płuc (których sprawność stopniowo zatraca się przez ograniczanie ruchu), straszne deformacje kręgosłupa, zaburzenia koncentracji oraz sprawia, że coraz mniej mamy ze sobą kontaktu twarzą w twarz. Tak, moi drodzy, żyjemy zdecydowanie w erze smartfona. Czy to źle? Ależ absolutnie nie! Te mądre narzędzia to jednocześnie kalendarz, konsola do gier, urząd pocztowy, nieskończona ilość informacji z całego świata, narzędzie marketingowe i przede wszystkim telefon w klasycznym tego słowa znaczeniu w jednym. Wprawdzie social media (bo o nich będzie tu mowa) to – poza byciem doskonałą machiną marketingową i świetnym umilaczem czasu – również groźny przedmiot uzależnień, to nie o tym ostatnim tu będzie mowa.
Przebudzenie Mocy
Dawniej możliwości marketingowe dla młodych i uzdolnionych były bardzo ograniczone. Trzeba było polegać na sprzedaży płyt i koncertowaniu. Przebijali się tylko najmocniejsi, a odrobinę słabsi ginęli w tłumie. Internet jednak obrócił cały przemysł do góry nogami. Pobranie muzyki z sieci nie wydawało się takim samym przewinieniem jak włamanie się do sklepu z płytami i kradzież. Jakie szansę na utrzymanie miał więc początkujący artysta, skoro jego podstawowe źródło dochodu drastycznie zmalało? Totalnym game-changerem okazały się być dwie postaci – Steve Jobs i Mark Zuckerberg: odpowiednio twórca Iphone’a, czyli telefonu uznawanego za pierwszego smartfona oraz twórca Facebooka, czyli pierwszego gigantycznego social medium. To dzięki FB powstały takie platformy jak Instagram, Snapchat czy Tik Tok. Zasada jest prosta – masz kilka sekund (czyli czas, w którym podczas scrollowania jesteś widoczny, lub czas jaki dana platforma daje Ci na przykład na nakręcenie filmiku) żeby zostać zauważonym. Czy to w ogóle ma sens? Przecież muzyka to wyraz artystyczny naszej duszy i należy ją powoli pochłaniać. Ble, ble, ble. Do rzeczy, gościu.
Imperium kontratakuje
“Po co Ty w ogóle tak się udzielasz w tych souszal midjach? Straszne masz parcie na szkło.”, “kurde, synek, a za moich czasów to telefonów nie było i nikt nie narzekał”, “idź do prawdziwej pracy, a nie tylko w ten ekran się gapisz”. To złe rady. Skoro chcesz zostać gwiazdą, to oczywiście, że masz (i musisz mieć!) parcie na szkło. I co z tego? Myślisz że Lady Gaga, doskonała jazzowa wokalistka, która rozkręciła swoją karierę kontrowersjami nie miała parcia na szkło? No miała, i co z tego? 2010 rok ewidentnie potrzebował postaci, która pojawi się na gali przyodziana w wyśmienity befsztyk. Płynie z tego bardzo ważna nauka. Wyróżnij się. Tylko z głową. Czego potrzebuje rok 2021? Kolejnej kopii Eda Sheerana, czy może ciekawego, nowego trendu? Tysięcznego filmu z wywijaniem dziwnych tańców na Tik Toku, czy może jakiegoś nowego, intrygującego challenge’a luźno związanego z (oczywiście Twoją) muzyką? Nie bądź jak inni, bo to niczym Cię nie wyróżnia. Myślisz, że kogokolwiek obchodzi Twój niedopieczony cover Adele lub Twoje story na Insta, w którym gadasz o tym, że jest zimno i w ogóle to że jesteś już po śniadaniu? Obawiam się, że wszyscy mają to gdzieś.
Nowa nadzieja Social media to potężne narzędzie. Przepotężne, powiedziałbym nawet. Obecnie bez zręcznego posługiwania się nimi, nikt nie ma szans na jakiekolwiek wypromowanie się. Pamiętaj jednak zawsze, że Lady Gaga ubierając mięsną suknię była już wokalistką absolutnie topową, a Ed Sheeran w roku 2009 zagrał 312 koncertów, zanim rok później podpisał lukratywny kontrakt z Asylum Records. Chociaż zdobycie rozpoznawalności za pomocą sociali może wydawać się łatwe, to jednak przede wszystkim jest to ciężka praca nad swoją marką (bo warto traktować w tym świecie swoje nazwisko jak znak towarowy), a nie kręcenie pięciosekundowych filmików z reakcjami – tego mamy już multum i nikt nie chce więcej. Warto mieć jakiś plan marketingowy zanim nakręci się kolejne story zza kierownicy. GYM -> SOON!
0 komentarzy